Skip to content
Menu
0
Your cart is empty. Go to Shop
0
(0)

Nie mogę ćwiczyć. Nie lubię, to nie dla mnie. Próbowałam już wiele razy. Justyna Waliłko, autorka bloga Just be Ju, twarz kampanii Nałęczowianki #STOPwymówkom, też tak mówiła. Justyna, specjalnie dla Czytelniczek Notatnika Terapeuty, opowiedziała swoją historię. Od rodzinnych, ograniczających haseł do sportowego sukcesu. Czytamy!

John F. Kennedy, 35. prezydent Stanów Zjednoczonych, miał kiedyś powiedzieć:

Sprawność fizyczna jest nie tylko jednym z najważniejszych kluczy do zdrowego ciała, ale też jest podstawą dynamicznej i twórczej aktywności intelektualnej.

Wszyscy pasjonaci sportu przyznają mu rację i ja także podpisuję się pod tymi słowami. Wszystkie moje najlepsze prace, wytwory specyficznego artyzmu i kreatywności powstały właśnie po porządnym treningu. Natomiast moje najbardziej odważne pomysły pojawiły się podczas “lecenia w trupa” – dla niewtajemniczonych – podczas intensywnego biegania po prostu. Jak to zatem jest, że niektórzy jak się do sportu zapalą, to ugasić ich nie można, a niektórzy nie mogą ćwiczyć, bo nie i nie, i już? Czy na zapał do aktywności fizycznej ma wpływ nasza rodzina pochodzenia? Jak było w moim przypadku?

Moja osobista przygoda ze sportem przypomina jedną wielka sinusoidę lub zapis EKG. Dopiero od niedawna te linie utrzymują się na dość stałym poziomie, a ja odnalazłam w sobie olbrzymią i zdrową pasję do aktywności fizycznej. Sama często zastanawiam się, jak to jest, że relacja z jednym z najważniejszych obszarów w moim życiu jest tak bardzo pogmatwana. A z racji tego, iż należę do tych osób, które to odnajdują zamiłowanie w analizowaniu ludzkich zachowań, emocji, motywacji i generalnie – pasjonują się psychologią – nie mogło być mowy, żebym nie przeanalizowała samej siebie. Brzmi to trochę po freudowsku, ale jak to twórca psychoanalizy powiedział:

Moim najważniejszym pacjentem byłem ja sam.

…byłam nieco NIEGRAMOTNA.

Podstawówka, ja – od zawsze i bardzo ambitna i pracowita dziewczynka z małą, ale zauważalną nadwagą. W tym wieku wygląd oraz osiągnięcia sportowe (np. na lekcjach wfu) to bardzo ważne wyznaczniki popularności i sympatii do danej małej osóbki. Psychologowie i pedagodzy się ze mną zgodzą, a ci którzy o tym nie wiedzieli, właśnie się dowiedzą. Tak właśnie wtedy jest. Najbardziej popularny i lubiany w klasie jest ten Maciek, co to tak dobrze gra w kosza – wszystkie dziewczyny chcą z nim “chodzić”, a najfajniejszą koleżanką jest Marysia, która najszybciej biega, do tego jest jest ładna, szczupła, ma długie blond włosy i fajne buty. Każdy chce się z nią trzymać i siedzieć w ławce. Te dzieci są po prostu najbardziej atrakcyjne pod względem towarzyskim.

A co z tymi, którzy nie mogą ćwiczyć? W tej grupie byłam ja. W podstawówce miałam bardzo silne ataki alergii, początki astmy. Brałam różne leki, niektóre z nich sterydowe (wzmagające apetyt i powodujące specyficzną opuchliznę). Ćwiczyłam na wfie, ale byłam nieco NIEGRAMOTNA (miało to być “ładne” określenie mojej gamoniowatości w wykonywaniu różnych ćwiczeń nadane mi przez rodziców). Zaraz się męczyłam i robiłam czerwona. Często słyszałam od kolegów i koleżanek określenia burak czy gruba. To nie było miłe ani fajne. Jednak ja nadrabiałam tym, że byłam najlepszą uczennicą. Byłam dobra ze wszystkiego. Dostawałam same szóstki, nauczyciele mnie lubili, wszyscy chcieli odpisywać ode mnie zadania domowe. Rodzice powtarzali mi, że uroda czy sprawność fizyczna przeminą, a to, co mamy w głowach zostanie na zawsze.
Tego się trzymałam. Smutki spowodowane przykrościami ze strony rówieśników zajadałam czekoladą lub batonikiem.

Podstawówkę skończyłam z najlepszymi osiągnięciami w szkole, zostałam Super Absolwentką. W nagrodę dostałam rower. Całe wakacje między podstawówką a gimnazjum jeździłam na wycieczki rowerowe. Nie byłam wtedy nigdzie na wakacjach, moi rodzice ciągle pracowali, w dodatku mój brat miał wtedy niecałe dwa latka. Lubiłam patrzeć jak moja mama robi swój trening, ale mimo jej zachęt nie chciałam trenować wraz z nią. Mama ćwiczyła wówczas jogę, a ja przecież byłam NIEGRAMOTNA, więc jak niby miałam stanąć na głowie?
Do wycieczek rowerowych zachęciła mnie przyjaciółka mojej mamy i to właśnie z nią przemierzałam codziennie po kilkadzisiąt kilometrów i był to fantastyczny czas. Ciocia też miała problemy z wagą, zatem doskonale do siebie pasowałyśmy.

Nadszedł czas gimnazjum, zaczął się czas dużych kompleksów związanych z wyglądem. Byłam ZA gruba, ZA brzydka, ZA bardzo czerwona na twarzy po lekcjach wfu i cały czas NIEGRAMOTNA. To słowo dźwięczało w moich uszach jak jakaś mantra. Z jednej strony wiedziałam, że mogłabym robić tyle rzeczy, ale z drugiej – przecież byłam niegramotna. Cały czas pławiłam się w swoich nastoletnich żalach i ograniczeniach. Moim priorytetem była nauka, bo to miało mi zostać w głowie na zawsze. Ja miałam być mądra, a bycie ładną (= szczupłą) zostawić innym. Teraz sama śmieję się, pisząc te słowa. I ubolewam nad tym, że to całe piękno było tak silnie w moim mniemaniu związane z byciem szczupłym, chudym, fit. Mimo ciągłego wpajania mi do głowy przez rodziców, że wygląd nie jest najważniejszy, coraz bardziej przekonywałam się, że jednak jest; że bycie szczupłą osobą, szczupłą dziewczyną z długimi, chudymi nogami i płaskim brzuchem jest gwarancją życiowego szczęścia. A ja taka nie byłam, oj nie. Moje nogi nie były wcale chude. Jak zatem miałam być szczęśliwa?

Wtedy zaczęła się moja wielka sportowa przygoda; swego rodzaju podróż, podczas której balansowałam na granicy pomiędzy zdrowiem a zaburzeniami odżywiania. W drugiej klasie gimnazjum zaczęłam biegać. Nie były to długodystansowe trasy czy poważne treningi. Były to po prostu przebieżki w zwykłych niemarkowych butach i bawełnianych leginsach. O godzinie 5.30 rano, by nikt nie widział. No bo jak – ja – taka niegramotna dziewczyna – biega? Don’t make me laugh! No way! W dodatku biega, a nadal jakaś taka “przy kości”… A poza tym – MIAŁAM BYĆ MĄDRA – po co zatem mam biegać? Szybko odkryłam, że po takim treningu mam niesamowity humor, energię do życia! Wtedy też pokochałam bieganie, choć miłość tę odkryłam nieco później (więcej na moim blogu TUTAJ ). Doszłam też wtedy do genialnego wniosku, że jak jeszcze przejdę na “dietę”, to na pewno wreszcie schudnę, przestanę być brzydka i niegramotna, zacznę być ładna i szczęśliwa! Takie było moje naiwne myślenie oparte na chorych schematach wpajanych przez lata przez środowisko, media i otoczenie. Walcząc z samą sobą, spędziłam kilka nastoletnich lat. W międzyczasie biegałam, trenowałam koszykówkę, tańczyłam, coś tam ćwiczyłam w domu, nie mając jednak z tego przyjemności. Traktowałam wówczas sport jako karę. Karę za swój wygląd, który ciągle był niezadowalający. Odpowiedź na pytanie, dlaczego ciągle był nie taki jak trzeba, przyszła nieco później.

Kto, jak nie Ewa Chodakowska?

Moje ciągle zmieniające się podejście do aktywności fizycznej i niezadowolenie z samej siebie, ze swojego wyglądu było spowodowane brakiem akceptacji własnej osoby i wpajanymi mi od małego przekonaniami. Nie potrafiłam zaakceptować, że mogę być WYSTARCZAJĄCA. Taka, jaka JESTEM. Nie wiedziałam w końcu, czy mam być mądra czy ładna i szczupła? No bo taka i taka być nie mogę, bo jak? Zawsze mówiono mi, że jest się takim ALBO takim.
Bardzo długo zajęło mi zrozumienie, że jestem wystarczająco dobra, mądra i ładna i nie muszę zmieniać swojego wyglądu, by być szczęśliwym człowiekiem; że mogę spełniać swe marzenia, ważąc te kilka kilogramów więcej i że MÓJ WYGLĄD NIE JEST WYZNACZNIKIEM MOJEJ WARTOŚCI. W końcu uświadomiłam sobie, że głupoty nie zasłoni tona makijażu czy najfajniejszy tyłek całego insta, a prawdziwego piękna nie przykryje kilka nadprogramowych (wg BMI) kilogramów.

W przyswojeniu tej tajemnej wiedzy bardzo pomogła mi Ewa Chodakowska. Jej słowa, które powtarzała w mediach społecznościowych, niebywale trafiały do mojej nastoletniej psychiki. Dzięki Ewie uświadomiłam sobie, że MOGĘ ĆWICZYĆ nawet, jeśli wydaje mi się, że NIE MOGĘ ĆWICZYĆ. Że mogę skakać, biegać i robić 100 burpees pod rząd, nawet jeśli nie wyglądam jak Miranda Kerr zdjęta z wybiegu Victoria’s Secret. Że mogę biegać, nawet jeśli nie mam zamiaru od razu lecieć w trupa na maratonie. I NIKOMU NIC DO TEGO. Dzięki Ewie poznałam Basię Tworek – najlepszą nauczycielkę jogi ever – która pokazała mi, że mogę praktykować jogę, nawet jeśli wydaje mi się, że jestem NIEGRAMOTNA. I też dzięki Ewie Chodakowskiej doszło do mnie wreszcie, że MOGĘ BYĆ, KIM CHCĘ i MOGĘ ROBIĆ, CO CHCĘ. Nic więc nie stało na przeszkodzie, abym była mądra i czerpała radość ze sportu. Efekty wizualne miały przyjść później i wcale nie zmieniać poziomu mojego życiowego szczęścia. Sport miał dodawać mi energii i kolorować szarą codzienność dzięki dawkom pojawiających się po treningu endorfin. I tak właśnie się stało. I tak jest dzisiaj.

Sport nauczył mnie radości z przezwyciężania własnych słabości, ale też zrozumienia w przypadku porażek.
Sport nauczył mnie pokory.
Sport dodał mi wiary w siebie i w swoje możliwości i pokazał mi, że nie zawsze muszę być najlepsza, by lubić siebie i cieszyć się chwilą.
Sport sprawił, że stworzyłam świetną relację z samą sobą. Lubimy się – ja, mój organizm i wygląd zewnętrzny. Słuchamy się wzajemnie i mamy fajną imprezkę podczas treningów.
Sport sprawił, że mam lepszą relację z bliskimi mi ludźmi – w tym z rodziną pochodzenia – nikogo nie obwiniam za to, jaka jestem czy jaka nie jestem. Jestem taka, jaka chcę być! I mówcie sobie, co chcecie. To nie WY toniecie w pocie po górskiej dyszce czy Hot Body Ewy, choć ciągle Was zachęcam!
I nie jestem już NIEGRAMOTNA. Nawet jeśli nie od razu potrafię zrobić pozycję kruka, to wiem, że nie dlatego, iż jestem jakaś tam. Nie potrafię dziś, może jutro się nauczę. Na tym polega życie.

I ja wiem, że nadal miliony osób twierdzą, że NIE mogą ćwiczyć, bo “to nie dla mnie”. Bo mają w głowach utarte schematy określające ich jako osoby niegramotne/ grube/ chude/ leniwe. Bo nie są pewne siebie i boją się kompromitacji wśród rodziny i znajomych.
BO CO POWIE RODZINA/ MAMA/ MĄŻ/ BRAT/ SIOSTRA/ CIOTECZNY STRYJ WUJKA HENIA?
Ja jednak – po latach sportowych przeżyć – wiem, że wstydzić się powinien tylko ten, co nie robi nic!
Sport pozwala zachować nam zdrowie, fajny look też, ale to nie to jest najważniejsze. Kiedy przekonujesz się, że możesz, to możesz i nic nie jest w stanie Cię powstrzymać! Nagle zaczynasz ćwiczyć dla siebie, zaczynasz siebie kochać, bo jesteś super! Bo możesz! Bo potrafisz! Bo chcesz! A wszystkie schematy i wbite do głowy jakby młotkiem słowa, idą w zapomnienie.

A kiedy już siebie lubisz, traktujesz się z należytym szacunkiem i zrozumieniem i masz ze sobą fajną relację, przekonujesz się o tym, jak dużo możesz.
I tak ja na przykład – z niegramotnej, zakompleksionej i zafiksowanej na punkcie swojego wyglądu dziewczyny stałam się jedną z bohaterek ogólnopolskiej kampanii #STOPwymówkom Nałęczowianki, w której zachęcam Polki do ruszenia tyłka z kanapy, wyzbycia się zakorzenionych w głowach przekonań na swój temat i odkrycia emocji, jakie niesie za sobą SPORT.

Pokochałam sport i uświadomiłam sobie, że bez względu na to, co słyszałam w dzieciństwie i jak moją pasję traktuje moja rodzina – mama, tata, brat czy siostra, której nie mam – nie ma czegoś takiego, że ja nie mogę ćwiczyć.

Bo nie ćwicząc, robisz na złość wyłącznie sobie!

(Ewa Chodakowska, Myślnik).

——

Historia Justyny wyraźnie pokazuje, że Twoje ograniczenia są w Twojej głowie. Najprawdopodobniej włożyli je tam Twoi bliscy. Niechcący, w dobrej wierze lub po prostu nie potrafili inaczej.

Zastanów się, dlaczego Ci nie wychodzi. Jakie Ty hasła słyszysz w swojej głowie? Kto je wypowiada? Postanawiasz iść za tym głosem czy w końcu posłuchać siebie?

Rozpoznaj swoje przekonania. Wiem, że to trudne. Ale w tym tygodniu będę Ci pomagać nad tym pracować w kontekście aktywności fizycznej na grupie: #chodznaterapie – buduj relacje poprzez pracę nad sobą. Justyna w tym tygodniu będzie odpowiadała na Wasze pytania związane z relacją do siebie w kontekście sportu. Chodźcie!

Czy ten post był dla Ciebie pomocny?

Kliknij na serduszko i wyraź swoją opinię

Średnia ocena 0 / 5. Ilość głosów: 0

Bądź pierwszy i oceń wpis!

Skoro wpis Ci się spodobał to...

obserwuj mnie na social media

Podziel się

About Author

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *