Wpis o prostym tytule, lecz nie o prostych relacjach. Dziś uczestniczyłam w ciekawym spotkaniu systemowej grupy dyskusyjnej, która wzięła na warsztat właśnie tę pierwotną więź, jaka łączy matkę z dzieckiem. My postanowiłyśmy skupić się na relacji matki z córką. Wybrałyśmy kilka książek, które nas zainteresowały i wokół których toczyła się dyskusja. Przedstawiam Wam wybraną przeze mnie.

Córki, które zostały bez matki. Dziedzictwo straty to książka Hope Edelman, która w wieku 17 lat straciła matkę. Autorka podkreśla, że według niej wiek dojrzewania to najgorszy czas na żałobę po matce. Otóż w tym wieku więź między mamą a córką jest już mniej więcej ustabilizowana, silna. Córki, z racji dojrzewania, przechodzą proces uniezależnienia się od matki: padają gorzkie słowa, chęć robienia mamie na przekór i podważanie jej autorytetu. Jak zauważa Edelman, jeśli córka w wieku nastoletnim traci matkę, ma największe poczucie winy: że źle się odzywała, że spędzała z nią za mało czasu, że jej nie doceniała i zbyt wiele razy wykrzyczała, aby matka zniknęła z jej życia. Chcę podkreślić, że nie jest to literatura naukowa. Nawet nie popularnonaukowa. Zatem tez tej książki nie bierzmy za pewniki, ale nie ulega kwestii, że temat jest niecodzienny, intymny i warto tę książkę przeczytać, aby poszerzyć swój obraz świata i mieć świadomość, że nie dla każdej kobiety pytanie “a ty co podarowałaś swojej mamie na Dzień Matki?” jest standardowe.
“Jak większość rodzin, w których dochodzi do straty matki, także i moja robiła wszystko, by jak najlepiej sobie z tą stratą poradzić. W praktyce oznaczało to, że unikaliśmy jakichkolwiek rozmów na ten temat, udawaliśmy, że wszystko jest tak, jak było”
[H. Edelman, Córki, które zostały bez matki (…), s. 30]
Na powyższe słowa można popatrzeć dwojako.
Po pierwsze: rodzina jest niewydolna, jest środowiskiem niesprzyjającym uporaniu się ze stratą bardzo ważnego dla wszystkich członka. Rodzina nie stwarza przestrzeni do dalszego rozwoju człowieka, jest zamknięta, narasta w niej cierpienie, od którego z dnia na dzień coraz trudniej jest się uwolnić. Rodzina wymaga gruntownych zmian, oczyszczenia, przewartościowania. Na samą myśl człowiek boi się podejmować jakichkolwiek działań.
Po drugie (preferowane): rodzina to system znający doskonale swoich członków. Mądrość rodziny chroni ją przed cierpieniem, z którym tu i teraz rodzina być może nie poradziłaby sobie. Członkowie używają najskuteczniejszych narzędzi do rozwiązania problemu, jakimi dysponują na ten moment. Obecne relacje służą rodzinie; służą podtrzymaniu jej status quo. Jeśli tylko członkowie rodziny zdecydują, że chcą zrobić mały krok ku zmianom, zrobią to. Jest to tylko mały krok, a nie przemierzanie niezmierzonej otchłani, aby dostać się na stronę lepszego samopoczucia.
Tak właśnie widzi człowieka i rodzinę myślenie systemowe i dlatego jest mi bliskie. Szuka w człowieku zasobów, aby mógł dzięki swoim siłom i pomysłom wyjść z trudnej sytuacji.
Relacja z mamą - Q&A cz. 1 - Notatnik Terapeuty
13 sierpnia 2018 @ 07:31
[…] Matki i córki […]